piątek, 18 lipca 2014

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Jego słowa uderzyły we mnie jak fala zimnego powietrza i nie chciały odpuścić obijania się echem w mojej głowie przez dłuższy czas. Stałam z mocno bijącym sercem, czekając na to, aż powie mi, kto zabił moją siostrę. Jednak żadne imię, ani nazwisko nie zostało wypowiedziane. Panowała grobowa i nurtująca mnie cisza. Wpatrywałam się wyczekująco w Benjamina, ale on wciąż uparcie milczał. Wyprowadzało mnie to z równowagi. Przystępywałam z nogi na nogę i założyłam ręce na piersi.
- Więc kto? Kto to zrobił? - zapytałam w końcu, czując, że dłużej nie wytrzymam. Chłopak podniósł na mnie wzrok, już otworzył usta, a mnie serce mocniej zabiło, gdy pojawiła się moja mama, odpalająca papierosa różową zapalniczką.
- Skarbie, dlaczego nie jesz razem z innymi? - zapytała mnie, wyrywając z tak ważnej rozmowy. W tej chwili miałam ochotę ją udusić. 
- Nie jestem głodna. - powiedziałam, nie odrywając wzroku od Benjamina, który zdawał się już kompletnie zapomnieć o naszej wcześniejszej wymianie zdań.
- Wrócisz tam i zjesz razem z resztą rodziny. Ciocia Miriam zaczyna zasypywać twojego ojca setkami pytań o ciebie. - mruknęła do mnie dość ostrym tonem. Spojrzałam na nią urażona i pociągnęłam za rękę chłopaka. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, gdy dotknęłam jego lodowatej skóry, ale chciałam koniecznie dokończyć tę rozmowę. Gdy znaleźliśmy się wystarczająco daleko znów zadałam to samo pytanie.
- To nie jest odpowiedni czas, ani miejsce na takie rozmowy. - powiedział szeptem, przyparty przeze mnie do ściany. Byłam zbyt niecierpliwa, by czekać.
- A kiedy będzie odpowiedni czas?! Morderca nie został odnaleziony, chodzi na wolności i być może morduje kolejne osoby. Musisz mi powiedzieć, kto to zrobił. - ostatnie zdanie zabrzmiało niemal błagalnie. Nie rozumiałam jego zwlekania, nie było tutaj czasu na ociąganie się z odpowiedzią. Jedno nazwisko i policja złapie tego drania.
- Nikt teraz nie cierpi z jego powodu. - powiedział spokojnie Benjamin. Nabrałam powietrza w płuca, rozwścieczona.
- Niby skąd ty to wiesz? - wysyczałam przez zęby.
Chłopak przysunął swoją twarz do mojej, zmarszczyłam pytająco brwi, już chciałam się od niego odsunąć i zapytać, co on wyprawia, ale przesunął swoją twarz do mojego ucha, w które wyzeptał:
- Bo sprawca jest wśród nas...
Zamarłam w bezruchu, Benjamin w dalszym ciągu był tak blisko mnie. Zatrzepotałam rzęsami i rozejrzałam się nerwowo, odsuwając się nieco od niego.
- Proszę.. powiedz mi. - również wyszeptałam, niczego teraz tak nie pragnęłam jak prawdy. W końcu obiecałam Leili, że znajdę tego, kto ją zamordował, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. Chłopak westchnął, wyraźnie się wahając.
- Spotkajmy się gdzieś indziej.. - powiedział w końcu.
- Niby gdzie? - spięłam brwi ku górze.
- U mnie w domu. Tam będzie najbezpieczniej. Jeśli ułyszysz to, co ci powiem... musisz być zdala od kogokolwiek. 
- A co z twoimi rodzicami? - zapytałam.
- Nie będzie ich dziś. Przyjdź do mnie o ósmej. Liberty Avenue 12 - powiedział pół szeptem i wyminął mnie. Zniknął z budynku równie szybko, jak się w nim pojawił. Do końca stypy posłusznie zjadłam swoje spaghetti i odpowiedziałam na pytania wszystkich wujków i cioć. Czas niemiłosiernie mi się dłużył. W naszym domu urządzono kolejne "przyjęcie pożegnalne" mojej siostrze. Wszędzie były jej zdjęcia, kwiaty i przekąski. Rodzina wymieniała między sobą wspomnienia związane z Leilą. Co chwilę dostawałam kolejne kondolencje od nowo przybyłych gości, wracających ze stypy. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że najbardziej dotknięci byli ci, którzy tak naprawdę Leilę widzieli dwa razy w życiu, niesamowicie mnie to irytowało, jednak tym samym pozwoliło mi się wymknąć niepostrzeżenie z domu. Nikt nawet nie zauważył, że wyszłam, koniecznie musiałam się dzisiaj dowiedzieć, kto zabił moją siostrę.
Wsiadłam do samochodu rodziców i odpaliłam silnik, włączyłam GPS i ustawiłam adres. Ku mojemu zdziwieniu jechałam prawie czterdzieści minut zanim dotarłam do celu. Jego dom był niemal na obrzeżach miasta. Parkując na jego podjeździe czułam dziwne niebezpieczeństwo, czułam się... nieswojo. Wysiadłam z auta i rozejrzałam się kilka razy. Lampy przed jego ogromnym domem były zapalone co oznaczało, że Benjamin oczekiwał mojego przybycia. Podeszłam ostrożnie na werandę i zapukałam w wielkie czarne drewniane drzwi. Nie czekałam długo, po chwili przed moimi oczami zobaczyłam chłopaka, miał na sobie codzienny ubiór, w przeciwieństwie do mnie.
- Wejdź. - powiedział i zamknął za mną drzwi na kilka zamków oraz zgasił lampy na werandzie. Poczułam się uwięziona, żołądek niemal podszedł mi do gardła.
- Przyszłam tylko po to, by usłyszeć prawdę.. niedługo muszę wracać. - ale chłopak zdawał się nawet nie usłyszeć tego, co właśnie powiedziałam i zaprowadził mnie do salonu, jego dom urządzony był bardzo nowocześnie, ale w bardzo ciemnych barwach. Wydawało mi się, że jestem w pomieszczeniu z przyszłości.
- Wiesz, że gdy to usłyszysz nic już nie będzie takie samo? - usłyszałam w końcu. Wlepił we mnie swoje zielone tęczówki i poczułam się jak pod rentgenem.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - mruknęłam wyczekująco. Od prawdy dzieliły mnie zaledwie sekundy, dopiero teraz u niego w mieszkaniu, sam na sam... dopadły mnie wątpliwości. Czy faktycznie chcę wiedzieć, kto to zrobił? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz