poniedziałek, 31 marca 2014

ROZDZIAŁ DRUGI

Błękit, wszędzie widzę błękit. Czuję przeszywające zimno. Wokoło mnie panuje nicość. Nie wiem o co chodzi, nawiedza mnie niepokój. Lęk. Odwracam się i widzę przed sobą czarną postać. Kim ona jest? Obraz przed moimi oczami jest częściowo zamazany. Nie potrafię rozpoznać przedmiotów znajdujących się na około mnie, nagle się pojawiają. Masę bezkształtnych rzeczy, wysokich, czarnych. Co to jest? Brnę przed siebie ślepo, odgarniając nieistniejącą mgłę na boki. Nagle zapada ciemność i nie widzę już zupełnie nic. Trwa to przez kilka sekund, aż w końcu moje ciało drgnęło. Obraz staje się jak najbardziej wyraźny, ale już nie widzę jasności, tylko czarne postacie, stojące wokoło mnie, otaczające mnie, zbliżają się w nieubłagalnym tempie. Zatapiam się w nich. Znikam. Staję się tą samą czarną postacią.

- Alison? - z moich rozmyśleń wyrwała mnie Ana, potrząsając moim ramieniem.
- Hmm? - odpowiedziałam jej jedynie zbitym z tropu mruknięciem, patrząc w dal tępym wzrokiem, do końca wychodząc ze swojej głowy. - Tak? - powiedziałam przenosząc już na nią swój wzrok i pełną uwagę. Czułam dziwne mrowienie na plecach, więc obróciłam głowę, ale za mną ujrzałam jedynie Travisa, który przelotnie na mnie spojrzał i odwrócił wzrok.
- Wszystko w porządku? - zapytała, wpatrując się we mnie jak w jakiś obrazek.
- Tak. W jak najlepszym. - mruknęłam i usłyszałam dzwonek. Skończyły się lekcje. Nareszcie. Zegar ścienny wskazywał już szesnastą, a ja czułam się jakbym przesiedziała w szkole co najmniej dwanaście godzin. Geografia była męcząca i matematyka w sumie też, chociaż zawsze lubiłam te przedmioty, to dzisiaj sprawiały mi ogromną trudność, jak wszystko, gdy tylko przekroczyłam próg tego budynku.
Po wyjściu z klasy zmierzyłam do swojej szafki. Odnalazłam w końcu numer 898 i wbiłam odpowiedni kod, składający się z czterech ósemek i jednej piątki i wsadziłam tam książkę od francuskiego, czując jak spada ze mnie ogromny ciężar. Przejrzałam się w lustrze, które przyczepiłam od wewnętrznych drzwiczek mojej szafki i dostrzegłam w nim zbliżającą się ku mnie postać. Postać, której wcześniej nigdy nie widziałam. Miał na sobie ciemne spodnie, były to chyba zwykłe dżinsy, szary T-shirt i na to narzuconą czarną koszulę, jego nogi zdobiły ciemne trampki, a na szyi miał wisior z dziwnym symbolem. Jasna cera przy takim ubiorze przykuwała uwagę, tak samo zresztą jak orzechowa barwa jego bujnych włosów, sięgających do ramion. Wyglądał... groźnie. Nawet bardzo. Momentalnie zamknęłam szafkę i odwróciłam się w jego kierunku, marszcząc brwi w niezrozumiałym pytaniu, które nie zostało wypowiedziane. Chłopak szedł jak błyskawica, nie oglądał się na boki, nie zaczepiał nikogo, po prostu szedł. A raczej mknął. Gdy przechodził koło mnie, nasze spojrzenia się skrzyżowały, patrzyłam na niego niepewnie, mrużąc lekko jasne oczy. Kim on był?

***

Weszłam do domu, zamykając za sobą cicho drzwi. Nie było późno, po prostu nie chciałam, by wiedzieli, że wróciłam do domu wcześniej i zadawali o to pytania. Nie miałam ochoty na nie odpowiadać. W zasadzie nie wiedziałam nawet co mogłabym odpowiedzieć. "Nie zrobiłam projektu, bo zobaczyłam kogoś nowego w szkole"? To nie brzmiało zbyt logicznie, nawet w mojej głowie. Zdjęłam buty i na palcach pomknęłam po schodach, jednak one jak zawsze zdradziecko mnie wydały i zaczęły skrzypieć, miałam tylko nadzieję, że nikt się tym nie przejmie. W kilka sekund znalazłam się za drzwiami mojej sypialni, z mocno bijącym sercem. Odłożyłam rzeczy na bok i poczułam silne zmęczenie. Potrzebowałam snu, zdecydowanie. W zasadzie nic takiego dzisiaj nie robiłam, ale z jakiegoś nieokreślonego powodu czułam się słaba.Podeszłam do okien i wyjrzałam przez nie jeszcze, zanim zasunęłam zasłony, by nie przenikało przez nie światło do środka. Opadłam wtedy na łóżko niczym piórko, wsuwając się pod ciepłą kołdrę i momentalnie usnęłam. Czekały mnie błękitno-ciemne sny, czułam to w kościach.

niedziela, 30 marca 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pierwszy dzień wiosny jak zwykle budzi ludzi do życia, w tym mnie. To moja ulubiona pora roku, wszystko rodzi się na nowo, zaczyna świecić słońce, powietrze jest zupełnie inne. Bycie i trwanie wydaje się być prostsze i przyjemniejsze niż na przykład w zimie czy jesieni. Och, jesień jest okropna, pomimo, że panują w niej na pozór ciepłe kolory - dla mnie zawsze była najgorszą ze wszystkich czterech etapów roku. Padają deszcze, których wręcz nie znoszę, jest zimno, a ja nie lubię wkładać na siebie miliona warstw, czuję się wtedy jak cebula, której nienawidzę. Chyba powinnam zacząć lubić więcej rzeczy, bo tak zastanawiając się, widzę same negatywy - to nie, tamto nie. Moją mamę to zawsze denerwuje, teraz wcale się jej nie dziwię. No, ale cóż.. nic na to nie poradzę.
Dzisiejszy dzień nie miał się wyróżniać niczym szczególnym, jestem w tym samym miejscu, w którym skończyłam wczoraj i wcale nie czuję się przez to jakaś załamana czy smutna. W XXI w. osoby w moim wieku często popadają w różne choroby typu depresja, ja nie chcę taka być. Chcę być jak najbardziej normalna i zdrowa i wydaje mi się, że taka właśnie jestem. To dobrze, biorąc pod uwagę to co się wokoło dzieje, to wręcz fantastycznie. Jestem więc rzadkim typem, bo wokoło mnie aż roi się od osób z milionami problemów, w którymi nie potrafią sobie poradzić albo udają.. to jest jeszcze gorsze, żałosne. Nigdy nie lubiłam ludzi, którzy na siłę próbują wmówić komuś jakich rzeczy to oni nie mają, ale ludzie, którzy próbują ci wcisnąć to ile mają problemów i chorób pokroju psychicznego - to jest prawdziwy koszmar. Niby co w tym jest tak.. fajnego? Moim zdaniem nic. Wielkie, czarne nic. Dlaczego? Dlatego, że to w żaden sposób nie oddziela cię od reszty, wręcz przeciwnie, stajesz się tą mętną jednością, zlepkiem wyimaginowanych historyjek, których i tak nikt nie słucha. Wierzę, że są ludzie, którzy naprawdę mają takie problemy i bardzo łatwo ich odróżnić od tych, którzy naprawdę je sobie wymyślają - Ludzie Prawdziwie Chorzy nigdy się nie chwalą tym, co im leży na wątrobie. Na pewno nie wszem i wobec. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
Do mojego pokoju właśnie zajrzały ciepłe promienie słoneczne, na moją twarz od razu wpłynął uśmiech. Kocham moje spotkania z moim przyjacielem - słońcem. Chociaż nie zawsze jest - kiedy się pojawia, sprawia mi swoją obecnością wielką radość. I z tą radością podniosłam się z łóżka, od razu je ścieląc, nie lubiłam bałaganu. Ubrania czekały na mnie od wczoraj, gdyż zawsze przygotowuję je sobie wieczorem, żeby rano spokojnie mieć czas na zjedzenie śniadania. Włożywszy je, udałam się do łazienki, na spotkanie z poranną toaletą, a gdy i to zrobiłam, mogłam zejść na dół i przywitać się z resztą domowników.
Schody jak zwyle skrzypią, schodząc po nich każdy się zdradzi swoją obecnością, nawet moja siedmioletnia siostra, która jest lekka jak piórko - idąc po nich wydaje odgłosy niczym słoń. Nie wspominając już o tacie. Gdy zawitałam w kuchni przywitał mnie głos mamy, smażącej naleśniki. Uśmiechnęłam się do niej i przeniosłam wzrok na tatę, czytającego gazetę, jak co ranek. Leila biegała wokoło naszej rodzicielki krzycząc, że jest głodna i pytając co chwilę kiedy będzie śniadanie. Robi tak zawsze i zawsze mnie to poniekąd bawi. Jednak jej jaśniutkie, błękitne oczka w końcu mnie zauważyły, więc jedzenie nie było już takie ważne.
- Alison! - pisnęła swoim cieniutkim głosem i podbiegła do mnie, tupiąc swoimi nóżkami i objęła mnie w pasie, przytulając się z całych swoich sił. Byłam na ten atak przygotowana, codziennie to robi, jest na swój sposób denerwująca, ale za to bardzo kochana. Na szczęście mama uratowała mnie od martwicy dolnych części ciała stawiając na stół pysznie pachnące naleśniki.
- No już, siadaj, przed chwilą byłaś głodna. - powiedziała do siostry, a ja pogoniłam ją wzrokiem, by posłuchała się mamy. Takim sposobem w kilka sekund byłam wolna, a Leila zajęta jedzeniem. Gdy mój wiecznie rozkapryszony tato w końcu odłożył gazetę, wszyscy usiedliśmy do stołu i spokojnie zjedliśmy.
- O której dzisiaj wrócisz? - zapytał mnie, spoglądając na mą osobę spod okularów do czytania, których jak zwykle zapomniał zdjąć.
- Nie wiem, pewnie wieczorem. - odpowiedziałam, nabijając na widelec kawałek naleśnika polanego sosem klonowym. - Mam sporo spraw. - dodałam po chwili, rozkoszując się już smakiem przepysznego kawałka ciasta.
- Jakie to sprawy może mieć siedemnastolatka? - uniósł brwi, wyraźnie zafascynowany moją wylewną odpowiedzią. Przewróciłam oczami. 
- Och, no wiesz. Muszę załatwić zioło, to zajmuje dużo czasu. No i jestem umówiona z moim o dziesięć lat starszym chłopakiem, żonatym, także bądź wyrozumiały. - powiedziałam naturalnym tonem i pociągnęłam łyk kawy. Ojciec odłożył widelec, a raczej go upuścił, wpatrując się we mnie zupełnie zbity z tropu. - Mam projekt do zrobienia tato... - westchnęłam cicho i kątem oka spostrzegłam, że mama chichocze pod nosem.
- Co to jest zioło? - zapytała Leila, roześmiałam się w głos. Mama również, chociaż obie wiedziałyśmy, że tata za chwilę zrobi awanturę.
- No proszę, wytłumacz jej teraz! - nakazał tata, wyraźnie zbulwersowany. Wciąż się śmiałam.
- Z miłą chęcią, ale wtedy nie starczy mi czasu na dotarcie do szkoły. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami z niewinnym uśmiechem na twarzy.
- Na blacie masz drugie śniadanie i pieniądze, wróć przed jedenastą. - powiedziała mama i posłała mi nasz tajny uśmiech. 
- Dobrze. - powiedziałam wstając od stołu i dopijając kawę. Zgarnęłam brązową torbę śniadaniową, w której kryło się pyszne jedzenie do swojej torby szkolnej i pieniące wsunęłam do tylnej kieszeni spodni. - Pa! - krzyknęłam i wyszłam. Na szczęście Leilę dzisiaj odwożą rodzice, jest wtorek, gdyby była na przykład środa, musiałabym ją zaprowadzić i na pewno wyjaśnić pojęcie słowa "zioło", nie było mi to w smak ani trochę.
Ruszyłam przed siebie zakładając na ramię czarną torbę i poprawiając złoty warkocz.

Może na sam początek już bez zbędnej nazwy rozdziału. Ten wpis nie jest w żaden sposób rozdziałem. Jest małym wprowadzeniem do historii, którą będziesz czytał - być może ostrzeżeniem przed nią. Nie wiem nawet jak to nazwać. Nie mogę powiedzieć, że jest to książka, ponieważ nie będzie aż takie długie (Ale są krótkie książki, nieprawdaż?), ani też opowiadaniem, gdyż będzie to znacznie dłuższe. Poemat? Niech będzie. Mój poemat będzie opisywał coś niezwykle zwykłego w swojej niezwykłości. Zawiłe, prawda? Jeśli nie potrafisz zrozumieć zawiłych zdań, to nie zabieraj się za to, co tutaj napiszę. Możesz już dać sobie spokój i wyłączyć to, nie marnować czasu na coś, czego i tak nie pojmiesz. Jeśli jednak jesteś tym typem człowieka, który co najmniej lubi czytać - to zapraszam serdecznie, mam nadzieję, że moja opowieść przypadnie Ci do gustu. Wyjaśniając tytuł - "Oczy w kolorze pochmurnego nieba" - musiałabym się wiele napracować. Każdy interpretuje to inaczej, więc pozostawiam to Tobie, drogi czytelniku. Znajdź własne wyjaśnienie i podziel się nim ze mną. Chętnie poczytam różnorakie koncepcje na ten temat, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że zanim to nastąpi, będę musiała zacząć pisać. Wiem, że nasuwa Ci się pytanie o czym to w zasadzie będzie? Naprawdę chcesz, żebym to zdradziła? Jeśli tak - to wybacz, nie zrobię tego, cała magia tkwi w tajemnicy, którą i tak prędzej czy później odkryjesz - przynajmniej w tym przypadku.
Może opowiem coś o sobie: Mam na imię Ewelina i mieszkam w północno-wschodniej części Polski, podoba mi się moje miasto i dobrze się w nim czuję. Nie zdradzę Ci mojego wieku, przepraszam. Jeśli będziesz chciał, po prostu o to zapytaj, obiecuję szczerze odpowiedzieć. Chyba niepotrzebny jest Ci mój wygląd, w końcu czytasz moje dzieło, które nie ma nic wspólnego z tym jaką mam twarz czy jak długie nogi. W zasadzie nie powiem Ci wiele na swój temat, chyba jeszcze sama się do końca nie odkryłam, ale uwierz mi - kiedy to się stanie, będziesz pierwszym, który się o tym dowie. 
A więc życzę Ci miłej lektury. Będę starała się dodawać kolejne rozdziały w dość szybkim tempie, nie obiecuję, że będą długie, możesz się niekiedy spodziewać krótkich wersów. Dla dodatkowej wiadomości - miałam już wcześniej bloga, cieszył się dużą popularnością jednak musiałam go opuścić, zorientowałam się, że w pewnym czasie zaczęłam pisać o niczym, jeśli w tym przypadku też tak będzie - błagam Cię, upomnij mnie. Ważne dla mnie jest Twoje zdanie, więc śmiało - komentuj, krytykuj, chwal, MÓW - to się dla mnie liczy i jest cholernie dobrą motywacją.
Dziękuję za uwagę. :)