czwartek, 3 lipca 2014

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Koronka przylegająca do moich pleców wywołała u mnie małe skrzywienie na twarzy, nie lubiłam tego materiału na sobie. Zawsze mnie niemiłosiernie gryzł. Na stopy włożyłam czarne czułenka, blond włosy splotłam w długi warkocz wiązany kokardą, który luźno opuściłam. Moje nadgarstki jak i szyję zdobiły białe perły, bardzo eleganckie i pasujące do mojej pogrzebowej kreacji. Sukienka prezentowała się wyjątkowo szykownie, pod samą szyję z grubymi ramiączkami, rozkloszowana, lekko przed kolano z nieprzyjemną koronką z tyłu. Stanęłam przed lustrem i obróciłam się kilka razy wokół własnej osi. Podeszłam wolnym krokiem do toaletki i usadowiłam się na małym białym krzesełku. Chwyciłam do ręki pędzel i zaczęłam nanosić nieco koloru na policzki, gdyż byłam blada jak ściana, niewiele dał puder, ale nie wyglądałam przynajmniej jak wypompowana z krwi. Przejechałam tuszem po rzęsach i pomalowałam usta na blady róż. W domu panowała grobowa cisza, słychać było jedynie cykanie zegarów ściennych. Popryskałam się perfumami i wyszłam z pokoju.
Przyglądałam się siedzącemu ojcu, był inny niż zazwyczaj. Nie czytał gazety, nie miał na sobie okularów, w kuchni panowała dziwna atmosfera, ale jakiej mogłabym się spodziewać? Chyba tylko ja od śmierci Leili nie uroniłam ani jednej łzy, nie popadłam w żadną histerię, ani furię. Ojciec spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem i wstał. Miał na sobie czarny garnitur. Wkrótce pojawiła się mama w długiej czarnej sukience do ziemi i koronkowej woalce. Tata objął ją w talii i ruszyliśmy do wozu. Przez całą drogę nikt nie odezwał się ani słowem. Jechaliśmy w ciszy, bez radia, bez rozmowy, bez niczego. Pokonanie dystansu dzielącego nas od cmentarza nie zajęło wiele czasu. Mama uzgodniła wszystko wcześniej z domem pogrzebowym, by o 8:50 trumna z Leilą podjechała pod odpowiednie miejsce gotowa na pogrzeb, który miał odbyć się o 9:00. O tej właśnie godzinie zgromadziła się na cmentarzu cała nasza rodzina. Ciocie, babcie, wujkowie, stryjkowie, wszyscy dalecy kuzyni, a nawet kilku reporterów, którzy również nie znali przyczyn śmierci Leili. Nikt ich nie znał. Sprawca uciekł, ale po co w ogóle miałby zabijać moją siostrę? Nie rozumiałam tego. Co to dziecko zrobiło? Odsunęłam od siebie te myśli, gdyż mówca pogrzebowy właśnie zabrał głos. Słuchałam tego, jak wychwalał moją siostrzyczkę, jak podkreślał jej niewinność i dziecięcą radość, jaką emanowała wokół. W zasadzie nie podobało mi się to, że moja mama nie przemawia. Twierdziła, że nie jest w stanie wypowiedzieć ani słowa i woli przemilczeć to, co w niej tkwi - moim zdaniem to głupota. Jednak wolałam teraz nie wdawać się z nią w dyskusję. Gdzieś pomiędzy słowami mówcy, a cichym szlochem babci dostrzegłam kątem oka zarysowane kontury wysokiego chłopaka, który stał dalej za rodziną. Spięłam brwi w górze i obejrzałam się, próbując doszukać się twarzy, która właśnie mignęła mi przed oczami. Jednak do końca pogrzebu nie zobaczyłam już jej ani razu. Gdy wszyscy zbierali się na stypę, postanowiłam pozostać jeszcze chwilę przy grobie siostry.
- Idziesz, skarbie..? - usłyszałam głos taty. Podniosłam na niego wzrok i zająkałam się delikatnie.
- Tak.. dołączę do was za chwilę. - powiedziałam i odczekałam, aż ojciec znajdzie się w odpowiedniej odległości. Uklęknęłam przy nagrobku Leili i zacisnęłam zęby. Poczułam jak wzbiera we mnie złość i żal.
- Znajdę go... obiecuję. - powiedziałam i ostatkiem sił powstrzymałam łzy, które poraz pierwszy od kilku dni próbowały ze mnie wypłynąć. Wstałam i zgrabnie ruszyłam w stronę reszty. Rozejrzałam się kilka razy, próbując jeszcze doszukać się tej twarzy, ale niestety nikogo nie zobaczyłam.

Do stołu podano ulubione danie Leili - spaghetti bolognese, uwielbiała je. Do tego dali jeszcze jakieś małe przekąski, ale nie miałam ochoty zarówno na nie jak i na makaron. Siedziałam przy stole i grzebałam widelcem w talerzu pełnym przepysznie pachnącego jedzenia. Po dłuższej chwili zdecydowałam się jednak na skosztowanie, ale nagle uwagę przykuła mnie pewna postać, siedząca w oddali, na drugim końcu sali.
- Przepraszam.. muszę do toalety. - powiedziałam machinalnie i wstałam, wycierając usta serwetką. Przeszłam okrężną drogą przez salę, by przyjrzeć się nieznajomemu, a gdy byłam wystarczająco blisko nie mogłam uwierzyć oczom. To Benjamin, siedział tam w czarnym smokingu, jeszcze bardziej mroczny niż zazwyczaj. Gdy przechodziłam obok posłałam mu znaczące spojrzenie i wyszłam z sali, jednak nie poszłam do łazienki, a wyszłam na zewnatrz. Wiedziałam bowiem, że ON pójdzie za mną...

- Co ty tu robisz? - zapytałam, nawet nie odwracając się do niego przodem, usłyszałam kroki, od razu pomyślałam, że to on i nie myliłam się.
- Uczestniczę w pogrzebie twojej siostry. - odpowiedział jak zwykle spokojnie. Zagotowało się we mnie.
- Skąd w ogóle wiesz, że ona nie żyje? - zmarszczyłam brwi i odwróciłam się przodem do niego, stał niewiarygodnie blisko, niemal stykaliśmy się ze sobą. Przełknęłam ślinę, wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi, przeszywającymi tęczówkami.
- W szkole musieli wytłumaczyć jakoś twoją nieobecność tuż przed egzaminami.. poza tym, klasa musiała się przygotować na to.. że Alison będzie wymagała szczególnej uwagi. - powiedział dość ironicznym tonem. Poczułam się w tym momencie urażona.
- Nie wymagam szczególnej uwagi. - zaprzeczyłam od razu, mówiąc przez zaciśnięte zęby.
- Dyrektor twierdzi inaczej. Będą się teraz z tobą obchodzić jak z piórkiem, księżniczko.
- Przestań! - warknęłam na niego i zacisnęłam drobne dłonie w pięści. - Nie możesz choć raz zachować się w stosunku do mnie w porządku? Właśnie ktoś zamordował mi siostrę.. nie masz w sobie ani odrobiny empatii, czy po prostu lubisz sprawiać mi ból? - powiedziałam już z drżącymi wargami. Nie znałam przyczyny jego braku zachamowań w niektórych kwestiach. Mógłby już sobie darować te idiotyczne odzywki.
- Och.. jakoś nie rozpaczałaś za bardzo w ciągu tych ostatnich dni. - mruknął do mnie, przysuwając się jeszcze bliżej, serce mi mocniej zabiło. Poczułam głęboko zakorzeniony lęk, kątem oka wypatrywałam, czy nikt do nas nie idzie. Mógłby to być ktokolwiek, wtedy byłabym bezpieczniejsza, jednak stanie tu z nim sam na sam nie było zbyt dobrym pomysłem, który sama zamieniłam w czyn. Po chwili jednak doszła do mnie pewna rzecz. Podniosłam na niego pytający wzrok.
- A ty skąd wiesz o tym, czy rozpaczałam? - zapytałam w końcu. Nie wychodziłam przecież z domu, jedynie na tę terapię grupową, ale na nią zawieźli mnie rodzice. Benjamin mógłby mnie zobaczyć jedynie jak wsiadam do samochodu, czy wysiadam z niego. Zrobiłam krok do przodu tak, że chłopak odsunął się w tył. - Śledzisz mnie? - przekrzywiłam głowę w bok, mój wzrok przybrał groźniejszy wyraz. - To dość ciekawe. Moi rodzice nie zawiadamiali szkoły, skąd wiesz, że moja siostra nie żyje? - znów zacisnęłam zęby, zorientowałam się, że Benajmin jest teraz wyraźnie zbity z tropu, widać to było po jego twarzy. Zniknęła pewność siebie, na jej miejsce weszło zwątpienie. - Pozostaje jeszcze jedna rzecz.. - dodałam w końcu, jakby do siebie. - Oglądałeś mój dom, bo - jak twierdzisz - chciałeś zobaczyć miejsce zbrodni, która nigdy wcześniej się nie wydarzyła. Jednak później krzyknąłeś to magiczne słowo i.. moja siostra została zamordowana. - powiedziałam, sklejając wszystkie fakty. - Ty ją zabiłeś..
Benjamin zrobił minę, jakbym właśnie się przed nim rozebrała do naga, był w szoku. Jednak ja nie dałam się nabrać, równie dobrze mógł udawać, by mnie zmylić.
- Nawet sobie nie wyobrażasz o jak ciężkie wykroczenie mnie oskarżasz. - powiedział po dłużej chwili, spokojnym i opanowanym tonem. - Chciałem cię ostrzec, głupia dziewczyno.. OSTRZEC. Nie zabiłem twojej siostry... - dodał. Już otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale uprzedził mnie Benajmin. - Ale wiem, kto to zrobił..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz