wtorek, 1 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ TRZECI

Niespokojna noc. Śniły mi się gorsze koszmary niż zazwyczaj. Jakieś twarze, rozmazane obrazy, postacie, które jakby chciały mi coś powiedzieć, ale nie mogły. To był najdziwniejszy i najstraszniejszy sen, jaki mnie kiedykolwiek nawiedził. Chciałabym o nim jak najszybciej zapomnieć. Wyglądał jak psychodela. 
Budzik zadzwonił jak zwykle o szóstej, ale ja się nie obudziłam. Nie wiem dlaczego nikt mi w tym nie pomógł. Gdy otworzyłam oczy, było po ósmej, czyli już się spóźniłam do szkoły, na dodatek na test z angielskiego... Nawet nie chciało mi się podnieść z łóżka, czułam przytłaczającą ciężkość, która mi to uniemożliwiała. Leżałam jakieś piętnaście minut zanim zdecydowałam się wstać. Okna były szczelnie zasłonięte, może to dlatego się nie obudziłam? Nie mam pojęcia, wcześniej mi się to nie zdarzało. Podeszłam więc do nich i jednym ruchem znalazły się po bokach okna i zaatakowały mnie otumaniające promienie słoneczne. Skrzywiłam się na ich widok i odwróciłam głowę w bok. Ten dzień naprawdę nie zaczął się dla mnie dobrze...

Na dole nikogo nie było, ani Leili, ani rodziców. Żadnej kartki, niczego. Zastałam jedynie torbę z drugim śniadaniem i pieniądze na blacie. Zmarszczyłam brwi i usmażyłam sobie jajka, zjadłam je szybko, ale za chwilę zrobiło mi się niedobrze. Poczułam, że zbliżają się wymioty i pobiegłam do łazienki, po czym zwróciłam dopiero co zjedzone śniadanie.
Postanowiłam nic już dzisiaj nie jeść.
W drodze do szkoły ledwo zdążyłam na autobus, musiałam spory kawałek biec ile sił w nogach, które dzisiaj były naprawdę ciężkie i ospałe. Do szkoły przyszłam na drugą lekcję, akurat wypadł mi język francuski i to była chyba jedyna dobra rzecz, moja wychowawczyni jest naprawdę w porządku i nie robiła mi problemów o takie przychodzenie na zajęcia. Spojrzałam na klasę, pojawił się w niej ON. Spojrzałam na niego pytająco, odpowiedział mi obojętnym zerknięciem. Usiadłam w swojej ławce, za nim i otworzyłam podręcznik. Czytając temat słyszałam jak nauczycielka wywołuje kolejno nazwiska, sprawdzając obecność. W końcu doszła do mojego numeru.
- Alison Campbell? 
- Obecna. - mruknęłam zaczytana w temat i zupełnie pogrążyłam się w cechach pozytywizmu. Z lektury wyrwał mnie męski głos, odpowiadający na nazwisko "Benjamin Murphy", spojrzałam ukradkiem na osobę siedzącą przede mną, miał na sobie dzisiaj czarną skórzaną kurtkę, włosy się nie zmieniły, dalej przykuwały uwagę swoim nieładem. Gdy poprawiał kołnierz zauważyłam, że ma małe blizny na palcach, wyglądało to jakby ktoś odciął mu je wszystkie i przyszył z powrotem. Przeszedł mnie dreszcz i momentalnie przed oczami wyświetliły mi się urywki mojego dzisiejszego snu. Były w nim te palce.. te blizny. Lekcja przebiegała wolno, bardzo mi się dłużyła, ale w zasadzie i tak nie słuchałam, byłam pogrążona we własnej głowie, próbując sobie bardziej przypomnieć nocne myśli i jakoś poskładać je w całość. Nic do siebie nie pasowało, nic nie miało jakiegoś wewnętrznego sensu czy przesłania. Nie rozumiałam...
Poczułam wibracje w kieszeni, wyciągnęłam telefon.
"Odbierz dzisiaj Leilę. - Mama." - przeczytałam i kliknęłam w opcję odpowiedzi.
- Nie przeszkadzamy ci, Alison? - zapytała nagle nauczycielka, a ja upuściłam telefon na ławkę, zalewając się rumieńcami i patrząc na nią oszołomiona.
- Przepraszam... - mruknęłam i schowałam telefon znów do kieszeni. Czułam na sobie TEN wzrok.
Zadzwonił dzwonek. Odetchnęłam z ulgą i w błyskawicznym tempie zebrałam z ławki książki i wyszłam z klasy. Popędziłam w stronę łazienki, by tam spokojnie zadzwonić do mamy:
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - zapytałam gdy tylko odebrała telefon.
- Przecież wstałaś.. - usłyszałam jej głos.
- Jak to wstałam? Zaspałam na całą pierwszą lekcję. Kto odprowadził Leilę? - posypały się kolejne pytania niczym z rękawa.
- Wstałaś, widziałam cię rano, ojciec też. Jadłaś z nami śniadanie. Leilę odwiozłam ja. - zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiałam.
- Nie.. przecież zaspałam, mamo.. Nie było mnie na śniadaniu. - protestowałam dalej.
- Kochanie, przecież z nami siedziałaś, nie przypominam sobie, żebym urodziła bliźniaczki. - wycedziła. - Muszę kończyć, mam masę pracy, kocham cię. - powiedziała i po tych słowach się rozłączyła. Stałam przed umywalkami jeszcze kilka sekund, z telefonem przyłożonym do ucha, aż wreszcie schowałam go do torby. Co za dzień... pomyślałam i wyszłam z łazienki. Postanowiłam pójść do biblioteki, wyciszyć się trochę. Gdy tam weszłam, od razu zatonęłam w regałach i usiadłam między piątym a szóstym, wyciagając ulubiony tom poezji i otwierając  na piątej stronie, na pięknym wierszu. Niemal od razu wczytałam się w jego treść. 
Po kilkunastu minutach śledzenia treści autorstwa Adama Mickiewicza poczułam na sobie czyiś wzrok. Obok mnie stał Benjamin, przeglądał jakieś książki. Spojrzałam na niego z dołu, gdyż siedziałam na ziemi, on zdawał się mnie nie zauważać, chociaż stał ode mnie zaledwie dwa metry. Zmarszczyłam brwi, nie podobał mi się ten człowiek. 
- Skąd się tu w ogóle wziąłeś? - zapytałam po chwili, dość oskarżycielskim tonem, sama nie wiem dlaczego. Przeniósł na mnie swój wzrok, jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny, niewzruszony ani odrobinę.
- Wydawało mi się, że biblioteka jest dla wszystkich.. - mruknął jakby od niechcenia i wrócił do przeglądania książek. Przewróciłam oczami. No tak, to taki typ człowieka, mogłam się domyślić...
- Pojawiasz się nagle, za chwilę koniec semestru a ty... zjawiasz się. - dodałam. - Jak masz zamiar nadrobić wszystkie przedmioty? - ponownie spięłam brwi ku górze, denerwując się jego brakiem zainteresowania i nonszalancją.
- Poradzę sobie. - odparł niewyraźnie, nawet na mnie nie patrząc. Wyprowadzało mnie to z równowagi.
- Nie opowiedziałeś na moje pierwsze pytanie. - stwierdziłam, odkładając tom poezji na kolana. Nastąpiła chwila ciszy, wydawało mi się, że mnie ignoruje, ale w końcu odłożył książki na półkę i przykucnął przy mnie.
- Ciekawska z ciebie dziewczyna.. - powiedział już normalnym tonem, jakim mówi się do osoby, z którą chce się rozmawiać, a nie prowadzić głuchy telefon. Wzruszyłam ramionami z naburmuszoną miną.
- Jestem z Georgi. - powiedział w końcu, patrząc na mnie.
- Więc co robisz w Middleton? 
- Zbyt wiele chcesz wiedzieć. - mruknął i uśmiechnął się złośliwie, po czym wstał. - Świat jest mały, Alison. - powiedział przez ramię i zniknął między regałami, zostawiając mnie w niewiedzy. Siedziałam wpatrzona w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz