poniedziałek, 23 czerwca 2014

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Sobota. Obudził mnie hałas dobiegający z piętra niżej. Mamrocząc coś pod nosem niezadowolona wstałam i przetarłam oczy. Wciąż czułam zmęczenie, ani trochę nie wypoczęłam dzisiejszej nocy. Marszcząc czoło stanęłam pod drzwiami nasłuchując. Brzmiało to jak kłótnia. Cicho otworzyłam drzwi i wyszłam, przeszłam pospiesznie korytarz i przysiadłam przy schodach.

- Nie rozumiem jak mogłeś do tego dopuścić Dalph! - usłyszałam głos mamy, wyraźnie zdenerwowany. Kłóciła się o coś z tatą. 
- Jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy! - odkrzyknął ojciec. Byłam ciekawa, o co tym razem poszło. Po chwili usiadła koło mnie Leila i spojrzała pytającym wzrokiem.
- Znów się kłócą? - zapytała, spoglądając na mnie.
- Na to wygląda.. - westchnęłam i przytuliłam ją do siebie, obejmując ramieniem. Moja siostra nie znosiła, gdy w domu działo się coś podobnego. Trudno by było oczekiwać od niej czegoś innego.  - Wracaj do pokoju. - powiedziałam po chwili. Nie chciałam by tego słuchała. Leila posłusznie wstała i odeszła do siebie. 
Powoli wstałam i zeszłam po schodach na dół, krocząc pewnie w stronę kuchni.
- Co się stało? - zapytałam, patrząc to na matkę, to na ojca. Spojrzeli na mnie jednocześnie. Mama miała zdenerwowanie wymalowane na twarzy, a tata najwyraźniej odczuwał lęk.
- Twój ojciec potrącił dziś chłopca na drodze! - wybuchnęła mama. Do jej oczu zaczęły napływać łzy. Byłam w szoku, wszystkiego się spodziewałam, ale nie takiej odpowiedzi.
- Jak to, wszystko z nim w porządku? - zamrugałam kilkakrotnie, jeszcze nie do końca mogąc uwierzyć w to, co własnie usłyszałam.
- Skończyło się jedynie na kilku zadrapaniach... - wymamrotał ojciec. Mama natychmiastowo posłała mu groźne spojrzenie.
- Kilku?! Chłopak o mało co nie stracił oka! Będzie miał bliznę do końca życia! - ponownie wybuchnęła. Sama się jej w tej chwili bałam. Była tak wściekła.
- Wyjdzie z tego! Zapłacę mu odszkodowanie! - wykrzyknął, chyba on także zaczął się denerwować.
- Myślisz, że pieniądze zwrócą mu zdrowie?! 
Postanowiłam nie zadawać więcej pytań odnośnie wypadku. Na całe szczęście ten ktoś żył. Do końca dnia mama nawet słowem nie odezwała się do taty, atmosfera w domu była napięta. W zasadzie niedziela nie minęła inaczej. Leila nie wiedziała, co się stało. Rodzice zakazali mi o tym mówić, w obawie, że zacznie bać się jeździć autem z tatą. Mama w sumie i tak mu na to nie pozwoli przez najbliższe tygodnie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, od ostatniego korzystania z komputera minęły dwa dni, a mi jakoś dalej nie chciało się go nawet włączać. Skosiłam trawnik, posadziłam róże w ogródku.. ale dzień wciąż trwał i trwał. Postanowiłam pójść do księgarni i kupić kilka książek do poczytania, wielkimi krokami zbliżały się wakacje, a ja nie miałam żadnych planów. Trzeba było jakoś zabić czas. Wyciągnęłam więc swoje oszczędności przeznaczone na kupno nowych książek i punkt o czternastej wybrałam sie do pobliskiej księgarni. Na całe szczęście była czynna w niedzielę. Szybko utonęłam w regałach, w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi. Wiele dzieł, które miałam dziś w ręku już przeczytałam, wiele z nich znajdowało się na półkach w moim pokoju. Ciężko było wybrać teraz coś bliżej nieznanego. Do koszyka wrzuciłam kilka książek Stephena Kinga i zagłębiłam się powieściach o tematyce romantyzmu.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę. - usłyszałam za sobą głos i wypuściłam z rąk "Aksamitną Velvet", od razu poznałam ten męski baryton. To był ON.
Odwróciłam głowę i rzuciłam mu piorunujące spojrzenie. Po chwili podniosłam z ziemi książkę, którą przez niego upuściłam i odłożyłam ją na miejsce.
- A szukałeś? - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc, oglądałam kolejne tytuły na równo poustawianych grzbietach. Nie dostałam odpowiedzi szybko. Po chwili podniosłam wzrok na Benjamina, w moich oczach wyraźnie kryło się pytanie, ale zanim zdążyłam je zadać, on odpowiedział.
- Nie. - uniósł kąciki swoich ust. Dopiero teraz zauważyłam, że ma bliznę na twarzy. Zmarszczyłam brwi. Poczułam, jakby ktoś wsypał mi do brzucha milion kostek lodu.
- Co to za blizna? - wbiłam spojrzenie w ślad pod okiem chłopaka. Wyglądał na świeży.
- Wypadek. - wzruszył ramionami. W jednej chwili przypomniała mi się sobotnia kłótnia rodziców. To jego musiał potrącić mój ojciec. Zrobiło mi się niedobrze.
- Kiedy to się stało? - zapytałam mimowolnie, musiałam się upewnić.
- Dlaczego pytasz? 
- Z ciekawości.
Uśmiechnął się kpiąco, patrząc na mnie swoim wzrokiem, mówiącym "jesteś taka głupia", już raz widziałam u niego to spojrzenie. Bardzo mnie ono denerwowało.
- W sobotę. - wypłynęło z jego ust i cisnęło we mnie niczym chłosta. Zrobiło mi się słabo.
- Nie wygląda tak źle... - wymamrotałam w końcu, był to bardziej pisk, niż normalny głos. Czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Wiem, rama, którą wieszałem spadła mi prosto na twarz, obrzęk już zniknął. Przeżyję.
Poczułam nagle, jakby kamień spadał mi właśnie z serca. Odetchnęłam z ulgą i chyba było to po mnie widać, ponieważ chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Co robisz w dziale z romansami? - zapytałam w końcu, chcąc zmienić jak najszybciej temat.
Ale nie odpowiedział mi, wcale mnie to nie zdziwiło, przecież to Benjamin. Rzadko kiedy można było spodziewać się od niego w miarę normalnej rozmowy. Albo nagle ucinał obecny temat i zmieniał, albo po prostu kończył go i wychodził. Nie mogłam rozgryźć jego toku myślenia i tego, po co to wszystko robi. Stał teraz i wpatrywał się we mnie, jakby oczekiwał, że za chwilę wyznam mu coś naprawdę poruszającego. Odwróciłam wzrok i znów zagłębiłam się w książkach i tytułach. Czułam się zmęczona jego zachowaniem, pomysł na ignorowanie go coraz bardziej mnie kusił.
- Byłem wtedy pod twoim domem nie bez powodu. - powiedział po kilkuminutowej ciszy. Spojrzałam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. Nie wiedziałam, czego w tej chwili mam się spodziewać i nieco się tego bałam.
- Więc po co?
- Chciałem zobaczyć miejsce zbrodni. Na własne oczy. - wycedził. Teraz miałam po prostu ochotę się zaśmiać. Nie rozumiałam wiele rzeczy, o których mi mówił, ale to, co usłyszałam teraz było po prostu śmieszne.
- Potrzebujesz lekarza, Benjamin.. - powiedziałam, odkładając książki i odwracając się na pięcie. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę kas, chcąc zapłacić za wybrane książki.
- Jutro! - krzyknął jeszcze za mną, a gdy obróciłam się by na niego spojrzeć, wycofał się i wyszedł z księgarni. Spięłam brwi ku górze. Westchnęłam cicho, wyjmując z tylnej kieszeni spodni dwadzieścia funtów, po chwili przekazałam je kasjerce i wyszłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz