sobota, 26 lipca 2014

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

- Skąd wiedziała pani, gdzie szukać dowodów? Czy ktoś pani pomógł? Kto jeszcze wie o tym, że Dalph Campbell zamordował pani siostrę? Czy uważa pani, że matka jest w to również zamieszana? Jak ostatnio zachowywała się Leila? Czy pani siostra wykazywała jakiekolwiek oznaki, lęk, radość, obawę?
Na wszystkie zadawane tego wieczoru pytania odpowiadałam: tak, nie, nic mi o tym nie wiadomo, nie pamiętam. Trzymali mnie tutaj kilka godzin. A może to było tylko kilka minut? Straciłam poczucie czasu przy piątym pytaniu. Na szczęście nie zostałam o nic oskarżona, jeszcze tego by brakowało. W ciągu tych kilku dni miałam naprawdę dość swojej siostry. Nie chciałam o niej mówić, nie chciałam o niej słyszeć. Miałam zwyczajnie po uszy odpowiadania na te wszystkie pytania. Do tego mój własny ojciec za tym stał. No tak, raz potrącił już przechodnia, nie wykazał wtedy żadnej skruchy, tak samo było z Leilą, zachowywał się jak gdyby nigdy nic, zabicie własnej córki nie przyszło mu z trudnością. Nie rozumiałam, jak można być tak bezdusznym człowiekiem. Wszystko sobie ukartował...
Wychodząc z pomieszczenia od przesłuchań czekała na mnie moja matka. Zapłakana siedziała na jednym z krzeseł i w chwili gdy mnie zobaczyła chyba nie wiedziała, co ma mi powiedzieć. Sama czułam się podobnie. Nastąpiła cisza, żadna z nas do drugiej nie podeszła, nie przytuliła, nic.

- Nie chcę tu mieszkać. - powiedziałam, gdy siedziałyśmy obie przy kolacji, którą mama w ciszy przygotowała. Spojrzała na mnie i pokiwała lekko głową.
- Sprzedamy dom, wyprowadzimy się stąd. - powiedziała wsuwając w usta duszone mięso, nabite na widelec.
- Nie.. - przerwałam jej, widząc, że chce coś jeszcze powiedzieć. Odstawiłam szklankę z wodą. - Nie chcę mieszkać tu z tobą, chcę się wynieść i zamieszkać sama. - powiedziałam, nie czułam się ani trochę winna za te słowa. W świetle prawa mogłam już mieć własne mieszkanie bez opieki rodzica, a na pewno nie chciałabym mieszkać z matką. Nie ufałam jej, w końcu ojciec na początku również nie dawał po sobie niczego znać. Skąd mogę mieć pewność, że nie jestem w pułapce?
- Jak to? Chcesz mnie zostawić? Samą..? - wbiła we mnie załzawione oczy, ale nie dałam się złamać. Dobrze wiedziałam, że wbijam jej nóż w serce - jeśli rzekomo nie jest w to wplątana - ale to nic nie znaczyło. Ja nie czułam się bezpiecznie.
- Nie zostawiam cię. Możesz zamieszkać z ciocią Ellą, ona na pewno się ucieszy, na pewno będzie jej lżej przeprowadzić się z synem tu, będzie miała.. więcej przestrzeni niż w tym swoim małym mieszkaniu. A ty nie będziesz sama. - wyrecytowałam jej to wszystko, jakby było to zwykłym wierszem, którego miałam się nauczyć na pamięć. Spojrzała na mnie zszokowana, widziałam po jej twarzy, że ją tym zaskoczyłam. W sumie nie dziwiłam się, też byłabym zaskoczona, gdyby najpierw umarła mi córeczka, później okazało się, że mój własny mąż ją zabił, a na końcu ostatnie dziecko odwróciło się ode mnie. Mimo wszystko JA nie czułam się bezpiecznie.
- Ale Alison.. nie, nie jesteś gotowa.. nie poradzisz sobie z domowymi obowiązkami.. - zaczęła rozlamentowanym głosem. Zmarszczyłam brwi.
- Mamo! - starałam się ją przekrzyczeć. - Ja cię nie pytam o zgodę.. - westchnęłam ciężko. - Ja już podjęłam decyzję. Rozmawiałam z babcią i powiedziała, że mogę zamieszkać w jej domu w drugiej części miasta, na obrzeżach. Dom stoi pusty, więc będę miała się jak tam urządzić, ona i tak mieszka teraz w kamienicy. Nie odcinam się od ciebie, po prostu chcę mieszkać sama. - odsunęłam się od stołu i wstałam. Zabrałam swoje naczynia i wstawiłam je do zmywarki. - Pogadam z ciocią Ellą, a jutro zacznę się pakować. - rzuciłam jej ostatnie spojrzenie i z kamienną twarzą wyszłam z kuchni, przeszłam korytarz, schody, drugi korytarz i weszłam do swojej sypialni wyczerpana tym dniem do reszty. Nie miałam ochoty na nic, nawet na sen. Czułam się nieswojo i wiedziałam, że dziś nie zasnę. Postanowiłam powoli zacząć zbierać swoje rzeczy w kartony, by nie marnować ani sekundy. I gdy byłam już przy wkładaniu wszystkich książek do pudeł usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Podeszłam do laptopa, którego wcześniej włączyłam i zamarłam, w rogu ekranu pojawiło się okienko z:

"Nowa wiadomość od: 
Książę; Pomóc ci z pakowaniem?"

sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Wszystko momentalnie zawirowało mi w głowie, do oczu napłynęły łzy, a oddech stał się nagle taki ciężki. Wpatrywałam się w Benjamina zaciskając ręce w pięści, którymi uderzyłam o jego kanapę. Po moich policzkach popłynęły pierwsze strumienie...
- Kłamiesz... - wyjąkałam w końcu, kuląc się w rogu, chcąc siedzieć jak najdalej od niego. Cała się trzęsłam. A on stał nade mną z tym stalowym wyrazem twarzy, który nie zdradzał żadnych emocji. Był taki spokojny i opanowany, jak zawsze. Od kiedy go poznałam taki był, wcześniej go nie lubiłam, nie przypadł mi do gustu jego sposób bycia i to w jaki sposób mnie traktował. Jakbym była dla niego powietrzem, ale takim, któremu chce zrobić na złość. Wcześniej za nim zwyczajnie nie przepadałam. Teraz go nienawidzę. Powtórzyłam to jeszcze około dziesięciu razy, wykrzyczałam mu to prosto w twarz, zachłystując się powietrzem i jąkając się od urywanego szlochu wymieszanego z płaczem. To ostatnia rzecz, jaką pamiętam, jego kamienna twarz z pokorą znosząca mój wrzask.

Obudziłam się z rana w pozycji embrionalnej. Powoli otwierając oczy miałam nadzieję, że wczorajszy dzień był jedynie snem, kolejnym koszmarem. Pierwszym, co zobaczyłam była podłoga - krzywa, ponieważ leżałam tak, a nie inaczej. Obraz powoli wyostrzał mi się coraz bardziej i bardziej i dostrzegłam czyjeś stopy. Krzyknęłam przeraźliwie i podniosłam się, dopiero teraz zauważyłam, że byłam owinięta w jakiś koc. Nie byłam w swoim domu, po chwili ujrzałam twarz Benjamina. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Co ja tu robię? - zapytałam, mówienie przychodziło mi z pewną trudnością, jak zawsze po długim płaczu. A więc to prawda, to wszystko to szczera prawda.
- Do tej pory spałaś. - powiedział chłodno, jakby był zawiedziony tym, że się obudziłam. Jak to się stało, że ja tutaj zostałam?
- Dlaczego tutaj? - moje oczy przypominały teraz błyszczące monety, oglądałam się wokoło z coraz większym przerażeniem, jakie we mnie rosło. Chłopak westchnął.
- Płakałaś, płakałaś aż usnęłaś, próbowałem coś powiedzieć, ale mnie nie słuchałaś, zdawałaś się chyba nawet w ogóle nie słyszeć mojego głosu. - wyjaśnił. Zmarszczyłam brwi. To wszystko było takie... dziwne. Nie znam go. To znaczy znam, ale mu nie ufam. Dalej nie mam pewności, czy to co powiedział było prawdą. Nie znam powodu, dla którego mógłby kłamać, ale nie wiem też to nie był jeden z jego chorych żartów.
- Muszę już iść. - powiedziałam, wyplątując się z koca i wstając, ugłaskałam czarną sukienkę na udach, by nie odsłaniała zbyt wiele ciała i ruszyłam w stronę wyjścia z salonu.
- Mogę ci to udowodnić. - powiedział w końcu, jakby czytał w moich myślach. Odwróciłam się i spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Jak? - wypłynęło z moich ust niczym smutna melodia, czułam, że za chwilę znów zacznę płakać. Gula w moim gardle wciąż rosła.
- Sprawdź w dolnej szufladzie, tej zamykanej na klucz.

Skąd on w ogóle wie takie rzeczy? W drodze powrotnej do domu zastanawiało mnie też to. Ostrzegł mnie, więc musiał skądś wiedzieć, co się wydarzy. A skoro wiedział... to mógł temu zapobiec. Dlaczego tego nie zrobił? Ach, jaka głupia byłam, że zmarnowałam czas na nie te pytania, co trzeba. Kto wie, kiedy go teraz zobaczę... chociaż znam już jego adres, w razie potrzeby zawsze mogę tam ponownie pojechać. To miejsce w prawdzie mnie przeraża, ale jest kluczem do tych wszystkich odpowiedzi...
Dojechałam do domu, zdziwiło mnie to, że nikt do mnie przez całą noc nie zadzwonił by upewnić się czy chociażby żyję. Wysiadłam z auta rodziców, które sobie "zapożyczyłam" i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Pociągnęłam za klamkę, były zamknięte. Westchnęłam i przystępując z nogi na nogę nacisnęłam dzwonek do drzwi. Przez 3 minuty brak jakiejkolwiek reakcji. Odeszłam więc bardziej w głąb werandy i uniosłam jedną z podwójnych desek przy huśtawce rodzinnej, wyjmując zapasowy klucz. Przekręciłam go w zamku i otworzyłam drzwi. Nikogo w środku nie było. Żadnego listu, wiadomości, niczego. Od razu chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do mamy. Ta rozmowa nie trwała długo, dowiedziałam się jedynie, że wróciła do pracy tak szybko, jak mogła, w jej głosie było słychać zdenerwowanie, więc szybko się rozłączyłam. Poczułam jak serce bije mi szybciej. Przypomniałam sobie o rzekomym dowodzie, o którym mówił Benjamin. Zmierzyłam w stronę TYCH drzwi. Weszłam po schodach, przeszłam cały korytarz skradając się we własnym domu, czułam się teraz dziwnie nieswojo. Weszłam do środka pożądanego pomieszczenia i uklęknęłam przed biurkiem. Wyciągnęłam spod małego dywanika kluczyk i przekręciłam w ostatniej szufladzie. To, co tam zobaczyłam wywołało u mnie odruch wymiotny. Od razu odwróciłam głowę i zakryłam usta dłonią. Chwilę mi zajęło ponowne spojrzenie na to, co "znalazłam". Rozejrzałam się nerwowo i chwyciłam foliową koszulkę na dokumenty i wsadziłam do środka znalezisko z szuflady. Biorąc to oczywiście przez chusteczkę, by nie zostawić odcisków palców.
Po chwili nie było mnie już w domu, co ciekawsze, nie chciałam już tam wracać. To nie był dłużej mój dom. To miejsce zbrodni.

- Chciałabym zgłosić przestępstwo. Kilka dni temu zamordowano moją siostrę. Leilę Campbell, chcę zawiadomić, iż odkryłam kto jest mordercą. To Dalph Campbell, mój ojciec. A tutaj mam dowody.
Na stoliku od przesłuchań leżała teraz foliowa koszulka na dokumenty z białymi rękawiczkami i nowo zakupionym nożem, oba te przedmioty były "zakrapiane" krwią...

piątek, 18 lipca 2014

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Jego słowa uderzyły we mnie jak fala zimnego powietrza i nie chciały odpuścić obijania się echem w mojej głowie przez dłuższy czas. Stałam z mocno bijącym sercem, czekając na to, aż powie mi, kto zabił moją siostrę. Jednak żadne imię, ani nazwisko nie zostało wypowiedziane. Panowała grobowa i nurtująca mnie cisza. Wpatrywałam się wyczekująco w Benjamina, ale on wciąż uparcie milczał. Wyprowadzało mnie to z równowagi. Przystępywałam z nogi na nogę i założyłam ręce na piersi.
- Więc kto? Kto to zrobił? - zapytałam w końcu, czując, że dłużej nie wytrzymam. Chłopak podniósł na mnie wzrok, już otworzył usta, a mnie serce mocniej zabiło, gdy pojawiła się moja mama, odpalająca papierosa różową zapalniczką.
- Skarbie, dlaczego nie jesz razem z innymi? - zapytała mnie, wyrywając z tak ważnej rozmowy. W tej chwili miałam ochotę ją udusić. 
- Nie jestem głodna. - powiedziałam, nie odrywając wzroku od Benjamina, który zdawał się już kompletnie zapomnieć o naszej wcześniejszej wymianie zdań.
- Wrócisz tam i zjesz razem z resztą rodziny. Ciocia Miriam zaczyna zasypywać twojego ojca setkami pytań o ciebie. - mruknęła do mnie dość ostrym tonem. Spojrzałam na nią urażona i pociągnęłam za rękę chłopaka. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, gdy dotknęłam jego lodowatej skóry, ale chciałam koniecznie dokończyć tę rozmowę. Gdy znaleźliśmy się wystarczająco daleko znów zadałam to samo pytanie.
- To nie jest odpowiedni czas, ani miejsce na takie rozmowy. - powiedział szeptem, przyparty przeze mnie do ściany. Byłam zbyt niecierpliwa, by czekać.
- A kiedy będzie odpowiedni czas?! Morderca nie został odnaleziony, chodzi na wolności i być może morduje kolejne osoby. Musisz mi powiedzieć, kto to zrobił. - ostatnie zdanie zabrzmiało niemal błagalnie. Nie rozumiałam jego zwlekania, nie było tutaj czasu na ociąganie się z odpowiedzią. Jedno nazwisko i policja złapie tego drania.
- Nikt teraz nie cierpi z jego powodu. - powiedział spokojnie Benjamin. Nabrałam powietrza w płuca, rozwścieczona.
- Niby skąd ty to wiesz? - wysyczałam przez zęby.
Chłopak przysunął swoją twarz do mojej, zmarszczyłam pytająco brwi, już chciałam się od niego odsunąć i zapytać, co on wyprawia, ale przesunął swoją twarz do mojego ucha, w które wyzeptał:
- Bo sprawca jest wśród nas...
Zamarłam w bezruchu, Benjamin w dalszym ciągu był tak blisko mnie. Zatrzepotałam rzęsami i rozejrzałam się nerwowo, odsuwając się nieco od niego.
- Proszę.. powiedz mi. - również wyszeptałam, niczego teraz tak nie pragnęłam jak prawdy. W końcu obiecałam Leili, że znajdę tego, kto ją zamordował, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. Chłopak westchnął, wyraźnie się wahając.
- Spotkajmy się gdzieś indziej.. - powiedział w końcu.
- Niby gdzie? - spięłam brwi ku górze.
- U mnie w domu. Tam będzie najbezpieczniej. Jeśli ułyszysz to, co ci powiem... musisz być zdala od kogokolwiek. 
- A co z twoimi rodzicami? - zapytałam.
- Nie będzie ich dziś. Przyjdź do mnie o ósmej. Liberty Avenue 12 - powiedział pół szeptem i wyminął mnie. Zniknął z budynku równie szybko, jak się w nim pojawił. Do końca stypy posłusznie zjadłam swoje spaghetti i odpowiedziałam na pytania wszystkich wujków i cioć. Czas niemiłosiernie mi się dłużył. W naszym domu urządzono kolejne "przyjęcie pożegnalne" mojej siostrze. Wszędzie były jej zdjęcia, kwiaty i przekąski. Rodzina wymieniała między sobą wspomnienia związane z Leilą. Co chwilę dostawałam kolejne kondolencje od nowo przybyłych gości, wracających ze stypy. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że najbardziej dotknięci byli ci, którzy tak naprawdę Leilę widzieli dwa razy w życiu, niesamowicie mnie to irytowało, jednak tym samym pozwoliło mi się wymknąć niepostrzeżenie z domu. Nikt nawet nie zauważył, że wyszłam, koniecznie musiałam się dzisiaj dowiedzieć, kto zabił moją siostrę.
Wsiadłam do samochodu rodziców i odpaliłam silnik, włączyłam GPS i ustawiłam adres. Ku mojemu zdziwieniu jechałam prawie czterdzieści minut zanim dotarłam do celu. Jego dom był niemal na obrzeżach miasta. Parkując na jego podjeździe czułam dziwne niebezpieczeństwo, czułam się... nieswojo. Wysiadłam z auta i rozejrzałam się kilka razy. Lampy przed jego ogromnym domem były zapalone co oznaczało, że Benjamin oczekiwał mojego przybycia. Podeszłam ostrożnie na werandę i zapukałam w wielkie czarne drewniane drzwi. Nie czekałam długo, po chwili przed moimi oczami zobaczyłam chłopaka, miał na sobie codzienny ubiór, w przeciwieństwie do mnie.
- Wejdź. - powiedział i zamknął za mną drzwi na kilka zamków oraz zgasił lampy na werandzie. Poczułam się uwięziona, żołądek niemal podszedł mi do gardła.
- Przyszłam tylko po to, by usłyszeć prawdę.. niedługo muszę wracać. - ale chłopak zdawał się nawet nie usłyszeć tego, co właśnie powiedziałam i zaprowadził mnie do salonu, jego dom urządzony był bardzo nowocześnie, ale w bardzo ciemnych barwach. Wydawało mi się, że jestem w pomieszczeniu z przyszłości.
- Wiesz, że gdy to usłyszysz nic już nie będzie takie samo? - usłyszałam w końcu. Wlepił we mnie swoje zielone tęczówki i poczułam się jak pod rentgenem.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - mruknęłam wyczekująco. Od prawdy dzieliły mnie zaledwie sekundy, dopiero teraz u niego w mieszkaniu, sam na sam... dopadły mnie wątpliwości. Czy faktycznie chcę wiedzieć, kto to zrobił? 

czwartek, 3 lipca 2014

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Koronka przylegająca do moich pleców wywołała u mnie małe skrzywienie na twarzy, nie lubiłam tego materiału na sobie. Zawsze mnie niemiłosiernie gryzł. Na stopy włożyłam czarne czułenka, blond włosy splotłam w długi warkocz wiązany kokardą, który luźno opuściłam. Moje nadgarstki jak i szyję zdobiły białe perły, bardzo eleganckie i pasujące do mojej pogrzebowej kreacji. Sukienka prezentowała się wyjątkowo szykownie, pod samą szyję z grubymi ramiączkami, rozkloszowana, lekko przed kolano z nieprzyjemną koronką z tyłu. Stanęłam przed lustrem i obróciłam się kilka razy wokół własnej osi. Podeszłam wolnym krokiem do toaletki i usadowiłam się na małym białym krzesełku. Chwyciłam do ręki pędzel i zaczęłam nanosić nieco koloru na policzki, gdyż byłam blada jak ściana, niewiele dał puder, ale nie wyglądałam przynajmniej jak wypompowana z krwi. Przejechałam tuszem po rzęsach i pomalowałam usta na blady róż. W domu panowała grobowa cisza, słychać było jedynie cykanie zegarów ściennych. Popryskałam się perfumami i wyszłam z pokoju.
Przyglądałam się siedzącemu ojcu, był inny niż zazwyczaj. Nie czytał gazety, nie miał na sobie okularów, w kuchni panowała dziwna atmosfera, ale jakiej mogłabym się spodziewać? Chyba tylko ja od śmierci Leili nie uroniłam ani jednej łzy, nie popadłam w żadną histerię, ani furię. Ojciec spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem i wstał. Miał na sobie czarny garnitur. Wkrótce pojawiła się mama w długiej czarnej sukience do ziemi i koronkowej woalce. Tata objął ją w talii i ruszyliśmy do wozu. Przez całą drogę nikt nie odezwał się ani słowem. Jechaliśmy w ciszy, bez radia, bez rozmowy, bez niczego. Pokonanie dystansu dzielącego nas od cmentarza nie zajęło wiele czasu. Mama uzgodniła wszystko wcześniej z domem pogrzebowym, by o 8:50 trumna z Leilą podjechała pod odpowiednie miejsce gotowa na pogrzeb, który miał odbyć się o 9:00. O tej właśnie godzinie zgromadziła się na cmentarzu cała nasza rodzina. Ciocie, babcie, wujkowie, stryjkowie, wszyscy dalecy kuzyni, a nawet kilku reporterów, którzy również nie znali przyczyn śmierci Leili. Nikt ich nie znał. Sprawca uciekł, ale po co w ogóle miałby zabijać moją siostrę? Nie rozumiałam tego. Co to dziecko zrobiło? Odsunęłam od siebie te myśli, gdyż mówca pogrzebowy właśnie zabrał głos. Słuchałam tego, jak wychwalał moją siostrzyczkę, jak podkreślał jej niewinność i dziecięcą radość, jaką emanowała wokół. W zasadzie nie podobało mi się to, że moja mama nie przemawia. Twierdziła, że nie jest w stanie wypowiedzieć ani słowa i woli przemilczeć to, co w niej tkwi - moim zdaniem to głupota. Jednak wolałam teraz nie wdawać się z nią w dyskusję. Gdzieś pomiędzy słowami mówcy, a cichym szlochem babci dostrzegłam kątem oka zarysowane kontury wysokiego chłopaka, który stał dalej za rodziną. Spięłam brwi w górze i obejrzałam się, próbując doszukać się twarzy, która właśnie mignęła mi przed oczami. Jednak do końca pogrzebu nie zobaczyłam już jej ani razu. Gdy wszyscy zbierali się na stypę, postanowiłam pozostać jeszcze chwilę przy grobie siostry.
- Idziesz, skarbie..? - usłyszałam głos taty. Podniosłam na niego wzrok i zająkałam się delikatnie.
- Tak.. dołączę do was za chwilę. - powiedziałam i odczekałam, aż ojciec znajdzie się w odpowiedniej odległości. Uklęknęłam przy nagrobku Leili i zacisnęłam zęby. Poczułam jak wzbiera we mnie złość i żal.
- Znajdę go... obiecuję. - powiedziałam i ostatkiem sił powstrzymałam łzy, które poraz pierwszy od kilku dni próbowały ze mnie wypłynąć. Wstałam i zgrabnie ruszyłam w stronę reszty. Rozejrzałam się kilka razy, próbując jeszcze doszukać się tej twarzy, ale niestety nikogo nie zobaczyłam.

Do stołu podano ulubione danie Leili - spaghetti bolognese, uwielbiała je. Do tego dali jeszcze jakieś małe przekąski, ale nie miałam ochoty zarówno na nie jak i na makaron. Siedziałam przy stole i grzebałam widelcem w talerzu pełnym przepysznie pachnącego jedzenia. Po dłuższej chwili zdecydowałam się jednak na skosztowanie, ale nagle uwagę przykuła mnie pewna postać, siedząca w oddali, na drugim końcu sali.
- Przepraszam.. muszę do toalety. - powiedziałam machinalnie i wstałam, wycierając usta serwetką. Przeszłam okrężną drogą przez salę, by przyjrzeć się nieznajomemu, a gdy byłam wystarczająco blisko nie mogłam uwierzyć oczom. To Benjamin, siedział tam w czarnym smokingu, jeszcze bardziej mroczny niż zazwyczaj. Gdy przechodziłam obok posłałam mu znaczące spojrzenie i wyszłam z sali, jednak nie poszłam do łazienki, a wyszłam na zewnatrz. Wiedziałam bowiem, że ON pójdzie za mną...

- Co ty tu robisz? - zapytałam, nawet nie odwracając się do niego przodem, usłyszałam kroki, od razu pomyślałam, że to on i nie myliłam się.
- Uczestniczę w pogrzebie twojej siostry. - odpowiedział jak zwykle spokojnie. Zagotowało się we mnie.
- Skąd w ogóle wiesz, że ona nie żyje? - zmarszczyłam brwi i odwróciłam się przodem do niego, stał niewiarygodnie blisko, niemal stykaliśmy się ze sobą. Przełknęłam ślinę, wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi, przeszywającymi tęczówkami.
- W szkole musieli wytłumaczyć jakoś twoją nieobecność tuż przed egzaminami.. poza tym, klasa musiała się przygotować na to.. że Alison będzie wymagała szczególnej uwagi. - powiedział dość ironicznym tonem. Poczułam się w tym momencie urażona.
- Nie wymagam szczególnej uwagi. - zaprzeczyłam od razu, mówiąc przez zaciśnięte zęby.
- Dyrektor twierdzi inaczej. Będą się teraz z tobą obchodzić jak z piórkiem, księżniczko.
- Przestań! - warknęłam na niego i zacisnęłam drobne dłonie w pięści. - Nie możesz choć raz zachować się w stosunku do mnie w porządku? Właśnie ktoś zamordował mi siostrę.. nie masz w sobie ani odrobiny empatii, czy po prostu lubisz sprawiać mi ból? - powiedziałam już z drżącymi wargami. Nie znałam przyczyny jego braku zachamowań w niektórych kwestiach. Mógłby już sobie darować te idiotyczne odzywki.
- Och.. jakoś nie rozpaczałaś za bardzo w ciągu tych ostatnich dni. - mruknął do mnie, przysuwając się jeszcze bliżej, serce mi mocniej zabiło. Poczułam głęboko zakorzeniony lęk, kątem oka wypatrywałam, czy nikt do nas nie idzie. Mógłby to być ktokolwiek, wtedy byłabym bezpieczniejsza, jednak stanie tu z nim sam na sam nie było zbyt dobrym pomysłem, który sama zamieniłam w czyn. Po chwili jednak doszła do mnie pewna rzecz. Podniosłam na niego pytający wzrok.
- A ty skąd wiesz o tym, czy rozpaczałam? - zapytałam w końcu. Nie wychodziłam przecież z domu, jedynie na tę terapię grupową, ale na nią zawieźli mnie rodzice. Benjamin mógłby mnie zobaczyć jedynie jak wsiadam do samochodu, czy wysiadam z niego. Zrobiłam krok do przodu tak, że chłopak odsunął się w tył. - Śledzisz mnie? - przekrzywiłam głowę w bok, mój wzrok przybrał groźniejszy wyraz. - To dość ciekawe. Moi rodzice nie zawiadamiali szkoły, skąd wiesz, że moja siostra nie żyje? - znów zacisnęłam zęby, zorientowałam się, że Benajmin jest teraz wyraźnie zbity z tropu, widać to było po jego twarzy. Zniknęła pewność siebie, na jej miejsce weszło zwątpienie. - Pozostaje jeszcze jedna rzecz.. - dodałam w końcu, jakby do siebie. - Oglądałeś mój dom, bo - jak twierdzisz - chciałeś zobaczyć miejsce zbrodni, która nigdy wcześniej się nie wydarzyła. Jednak później krzyknąłeś to magiczne słowo i.. moja siostra została zamordowana. - powiedziałam, sklejając wszystkie fakty. - Ty ją zabiłeś..
Benjamin zrobił minę, jakbym właśnie się przed nim rozebrała do naga, był w szoku. Jednak ja nie dałam się nabrać, równie dobrze mógł udawać, by mnie zmylić.
- Nawet sobie nie wyobrażasz o jak ciężkie wykroczenie mnie oskarżasz. - powiedział po dłużej chwili, spokojnym i opanowanym tonem. - Chciałem cię ostrzec, głupia dziewczyno.. OSTRZEC. Nie zabiłem twojej siostry... - dodał. Już otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale uprzedził mnie Benajmin. - Ale wiem, kto to zrobił..

piątek, 27 czerwca 2014

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Terapia grupowa polega na tym, że siedzisz na krześle w kółeczku jak małe dziecko z wieloma innymi ludźmi. Próbują ci wytłumaczyć, że to, co robisz jest złe i podsuwają ci inne koncepcje lub namawiają do progresu. Zadają standarowe pytania, typu: Jak się dziś czujesz? Czy zrobiłaś coś w kierunku zmiany? Posiadasz plany? Co ostatnio się u ciebie wydarzyło? Oczywiście te pytania rozgałęziają się na piętnaście innych, które są już zależne od twojej odpowiedzi. Niektórym terapia grupowa naprawdę pomaga, jest to jednak mało istony procent z całej liczby osób, które faktycznie tam uczęszczają. Połowa z całej reszty wychodzi ze zniesmaczeniem, zdenerwowaniem, a nawet złością. Ćwierć z całej reszty nie zwraca uwagi tak naprawdę na to, co się do nich mówiło podczas spotkania i zgrywają wielkich buntowników, których nie obchodzi zdanie różne niż ich. 14% już nie wraca na taką terapię, ponieważ uważają, że jeszcze bardziej pogorszyła ona ich stan psychiczny. No i jeden jedyny procent stara się skupić wyłącznie na cudzych problemach, by uniknąć rozmowy oraz nawet myślenia o własnych. Ten 1% to ja. Jest wtorek, rodzice zapisali mnie do tego koła spotkań by zapobiec jakimkolwiek zapędom, które mogłyby spowodować niebezpieczeństwo. Tak to przynajmniej wyjaśnili. Nigdy wcześniej nie doznałam tak wielkiego szoku i tak wielkiej straty w tym samym czasie, postanowili dmuchać na zimne, obawiając się mojej postawy wobez tego, co się stało. Naprawdę czułam się źle, czułam się okropnie, jakby jakaś część mnie odeszła razem z Leilą. W zasadzie wolałabym odejść zamiast niej, była tak młoda, była dzieckiem, niewinnym małym dzieckiem, które na pewno nie zasłużyło sobie na tak wczesną śmierć. A mimo to... nie uroniłam nawet jednej łzy. Nie znałam przyczyny braku jakichkolwiek uwewnętrzenień emocji, niczego nie potrafiłam okazać. Byłam zbyt... oszołomiona tym, co tak naprawdę zaszło. Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że moja siostra nie żyje. Na pewno stanie się to odczuwalne za jakiś czas, gdy nie będę już słyszała jej bosych stóp, biegających po zimnych kafelkach, gdy nie będę musiała w wyznaczone dni odbierać jej ze szkoły lub odprowadzać do niej. Chyba najboleśniejsze będą uroczystości takie, jak: Święta Bożego Narodzenia, jej urodziny czy wielkanoc. No i oczywiście coroczne spotkania całej rodziny w naszym domu, wyjazdy na Florydę do babci czy świętowanie jej wyjątkowych osiągnięć, co do tej pory regularnie robiliśmy. Wszędzie będzie nam jej brakowało, codziennie przy śniadaniu, obiedzie czy kolacji, przy oglądaniu telewizji, czytaniu książki, nawet przy głupim wejściu do domu, gdzie zawsze biegła jako pierwsza, by otworzyć kluczem drzwi. Na każdym rogu będzie czaiła się gorycz, wspomnienia i pustka. W zasadzie już tak jest, ale wiemy, że Leila leży teraz w trumnie, w domu pogrzebowym gotowa na zasypanie w ziemi. Miałam jedynie nadzieję, że morderca w końcu zostanie odnaleziony przez policję. Nie zostawił po sobie nic, oprócz otwartego okna i masy krwi. Żadnych odcisków palców, śladów, niczego. To było najbardziej zastanawiające. Wciąż słyszałam w głowie to przeraźliwe słowo jutro. Tak, jakby Benjamin przewidział śmierć mojej siostry, co było oczywiście niemożliwe. Bardziej racjonalnie brzmiało by - jakby Benjamin zaplanował śmierć mojej siostry i jedynie mnie przed nią uprzedził. Nie mogłam go jednak oskarżać o tak wielkie przestępstwo. To był dziwny człowiek i mówił dziwne rzeczy, może po prostu od tak rzucił owe hasło, by mnie wybić z rytmu. Niestety niczego nie byłam pewna.
- Alison, wszystko w porządku? - usłyszałam głos, wyrywający mnie z zamyśleń. Zamrugałam kilkakrotnie i zauważyłam, że wszystkie osoby z kółka są we mnie wpatrzone. Niektórzy z nich spoglądali nerwowo, niektórzy z bojaźnią, a jeszcze inni pytająco, wyczekująco.
- Tak.. - powiedziałam, odganiając od siebie własny głos w mojej głowie i pozwoliłam sobie skupić się na tym, co rzeczywiście mnie otacza. Zupełnie zapomniałam, że nie jestem sama, w swoim pokoju. Ostatnio często się na tym przyłapuję, ale w mojej sytuacji to raczej wytłumaczalne.
- No więc masz szansę powiedzieć nam o swoim problemie. - spojrzałam na kierownika całej tej dyskusji dosyć krytycznie. Wiem, że taka była jego praca, ale dobrze znał mój problem, nie powinien mnie o niego pytać. Nie powinnam tutaj być. 
- W niedzielę zamordowano moją młodszą siostrę. 

Jutro ma odbyć się pogrzeb Leili, nie wiem jak to przetrwam.

czwartek, 26 czerwca 2014

ROZDZIAŁ ÓSMY

W głowie nadal słyszałam głos Benjamina, mówiącego te niezrozumiałe słowa. Skąd on w ogóle wziął pomysł na to, że w moim domu ktoś miałby kiedykolwiek popełnić jakąś zbrodnię? Myślałam o tym całą drogę powrotną, to fakt, że kupiliśmy ten dom, ale nie był w zaniżonej cenie, nie miał żadnych "haczyków" ani przerażającej historii przed nami. Wszystko wyglądało na to, że zamieszkaliśmy w zwykłym miejscu, z którego poprzedni właściciele się wyprowadzili z normalnej, naziemnej przyczyny. Postanowiłam jednak zapytać o to tatę, mamy wolałam nie denerwować.

- Tato? - rozejrzałam się, stojąc w salonie, nie widziałam nigdzie nikogo, mama była pewnie w pracy, ale z tego co wiem, to tata ma w soboty wolne. Przeszłam się po pomieszczeniu, w którym byłam, po czym zajrzałam do kuchni, łazienki i nawet jego sypialni. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. W takim razie mógł być jeszcze tylko w jednym miejscu w domu. Zmierzyłam w stronę jego gabinetu.
- Tato? - ponowiłam pytanie, gdy zobaczyłam go siedzącego za biurkiem, podniósł na mnie swój wzrok.
- Matka wysłała cię na przeszpiegi? - zapytał dość lekceważącym tonem. Spięłam brwi w górze i założyłam ręce, niezadowolona z jego odpowiedzi.
- Nie. - odparłam. - Chciałam się jedynie zapytać, czy w naszym domu kiedyś zdarzyła się jakaś zbrodnia, wykroczenie, cokolwiek, co ludzie chcieliby zobaczyć? 
Mój ojciec zlustrował mnie spojrzeniem, tym razem z większą uwagą i zainteresowaniem.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Skąd takie pytanie? - uniósł w górę obie brwi, wyraźnie poruszony tym, co ode mnie usłyszał. Westchnęłam, szybko przygotowując w głowie jakąś błyskotliwą odpowiedź, która zadowoliłaby mojego ojca.
- A.. w szkole mieliśmy napisać esej o czymś interesującym, jakimś zdarzeniu, które przykuło naszą uwagę i wydarzyło się w naszym domu. - powiedziałam automatycznie, bez najmniejszego zająknięcia. Kłamstwo ostatnio przychodziło mi z wielką łatwością i zaczynało mnie to niepokoić.
- Nigdy nic takiego nie miało u nas miejsca. Proponuję ci napisać o twojej matce i o tym jakie robi nam awantury i złe nastawienie pralki.
Zaśmiałam się nieszczerze i wyszłam. Fałszywy uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy i podążyłam do swojego pokoju, w którym przesiedziałam resztę dnia, zajmując się czytaniem dopiero co kupionych książek. To było chyba jedyne dobre rozwiązanie, by nie myśleć o tym psychopacie. Znów sobie coś wymyślił.

Noc, obudził mnie krzyk matki. Spojrzałam zdenerwowana na zegarek, wskazywał czwartą dwadzieścia pięć. Momentalnie wyskoczyłam z łóżka i wybiegłam z pokoju, rozglądając się po korytarzu, w pokoju Leili było zapalone światło i stamtąd dochodziły te wszystkie głośne dźwięki. Usłyszałam też tatę, który chyba próbował uspokoić mamę. Zmierzyłam szybkim krokiem w tamtą stronę i to, co zobaczyłam wywróciło mnie na lewą stronę. Moja siostra leżała w swoim łóżku z poderżniętym gardłem. Wszędzie było pełno krwi, ślady jej małych rączek na ścianach, na pościeli, na podłodze. Matka stała nad nią i potrząsała jej ciałem, a zapłakany ojciec dzwonił na pogotowie. Stałam w miejscu nie wiedząc, co mam zrobić, byłam w tym momencie niewidzialna i może to lepiej. Czułam się, jakby wszystkie moje wnętrzności nagle zamarzły, jakby przygwożdżono mnie do ziemi, co skutecznie uniemożliwiało mi wykonanie nawet jednego najmniejszego ruchu nogą, ręką... Nabrałam powietrza w płuca i zatrzepotałam rzęsami. Wokoło mnie pojawiło się troje obcych mi ludzi w jasno-zielonych strojach, biegnących w stronę łóżka mojej siostry. Moja mama nadal potrząsała jej ciałem, jakby licząc na to, że jej gardło zacznie się samo zabliźniać i krew zniknie. Nie byłam w stanie odpowiedzieć nawet na pytania kobiety, która stała przede mną i coś do mnie mówiła. Nie słyszałam jej, niczego nie słyszałam, policji, wbiegającej do domu, płaczu matki i krzyku ojca. Stałam wpatrzona w otwarte szeroko okno, w pokoju martwej dziewczynki, która kiedyś była moja siostrą. Zimny wiatr rozwiewał zasłony, ktoś, kto jej to zrobił musiał wyskoczyć i pomknąć w stronę lasu za domem. 
Odwróciłam się i wróciłam do pokoju, położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą, zamykając oczy. Była niedziela. Było "jutro", o którym mówił Benjamin.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Sobota. Obudził mnie hałas dobiegający z piętra niżej. Mamrocząc coś pod nosem niezadowolona wstałam i przetarłam oczy. Wciąż czułam zmęczenie, ani trochę nie wypoczęłam dzisiejszej nocy. Marszcząc czoło stanęłam pod drzwiami nasłuchując. Brzmiało to jak kłótnia. Cicho otworzyłam drzwi i wyszłam, przeszłam pospiesznie korytarz i przysiadłam przy schodach.

- Nie rozumiem jak mogłeś do tego dopuścić Dalph! - usłyszałam głos mamy, wyraźnie zdenerwowany. Kłóciła się o coś z tatą. 
- Jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy! - odkrzyknął ojciec. Byłam ciekawa, o co tym razem poszło. Po chwili usiadła koło mnie Leila i spojrzała pytającym wzrokiem.
- Znów się kłócą? - zapytała, spoglądając na mnie.
- Na to wygląda.. - westchnęłam i przytuliłam ją do siebie, obejmując ramieniem. Moja siostra nie znosiła, gdy w domu działo się coś podobnego. Trudno by było oczekiwać od niej czegoś innego.  - Wracaj do pokoju. - powiedziałam po chwili. Nie chciałam by tego słuchała. Leila posłusznie wstała i odeszła do siebie. 
Powoli wstałam i zeszłam po schodach na dół, krocząc pewnie w stronę kuchni.
- Co się stało? - zapytałam, patrząc to na matkę, to na ojca. Spojrzeli na mnie jednocześnie. Mama miała zdenerwowanie wymalowane na twarzy, a tata najwyraźniej odczuwał lęk.
- Twój ojciec potrącił dziś chłopca na drodze! - wybuchnęła mama. Do jej oczu zaczęły napływać łzy. Byłam w szoku, wszystkiego się spodziewałam, ale nie takiej odpowiedzi.
- Jak to, wszystko z nim w porządku? - zamrugałam kilkakrotnie, jeszcze nie do końca mogąc uwierzyć w to, co własnie usłyszałam.
- Skończyło się jedynie na kilku zadrapaniach... - wymamrotał ojciec. Mama natychmiastowo posłała mu groźne spojrzenie.
- Kilku?! Chłopak o mało co nie stracił oka! Będzie miał bliznę do końca życia! - ponownie wybuchnęła. Sama się jej w tej chwili bałam. Była tak wściekła.
- Wyjdzie z tego! Zapłacę mu odszkodowanie! - wykrzyknął, chyba on także zaczął się denerwować.
- Myślisz, że pieniądze zwrócą mu zdrowie?! 
Postanowiłam nie zadawać więcej pytań odnośnie wypadku. Na całe szczęście ten ktoś żył. Do końca dnia mama nawet słowem nie odezwała się do taty, atmosfera w domu była napięta. W zasadzie niedziela nie minęła inaczej. Leila nie wiedziała, co się stało. Rodzice zakazali mi o tym mówić, w obawie, że zacznie bać się jeździć autem z tatą. Mama w sumie i tak mu na to nie pozwoli przez najbliższe tygodnie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, od ostatniego korzystania z komputera minęły dwa dni, a mi jakoś dalej nie chciało się go nawet włączać. Skosiłam trawnik, posadziłam róże w ogródku.. ale dzień wciąż trwał i trwał. Postanowiłam pójść do księgarni i kupić kilka książek do poczytania, wielkimi krokami zbliżały się wakacje, a ja nie miałam żadnych planów. Trzeba było jakoś zabić czas. Wyciągnęłam więc swoje oszczędności przeznaczone na kupno nowych książek i punkt o czternastej wybrałam sie do pobliskiej księgarni. Na całe szczęście była czynna w niedzielę. Szybko utonęłam w regałach, w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi. Wiele dzieł, które miałam dziś w ręku już przeczytałam, wiele z nich znajdowało się na półkach w moim pokoju. Ciężko było wybrać teraz coś bliżej nieznanego. Do koszyka wrzuciłam kilka książek Stephena Kinga i zagłębiłam się powieściach o tematyce romantyzmu.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę. - usłyszałam za sobą głos i wypuściłam z rąk "Aksamitną Velvet", od razu poznałam ten męski baryton. To był ON.
Odwróciłam głowę i rzuciłam mu piorunujące spojrzenie. Po chwili podniosłam z ziemi książkę, którą przez niego upuściłam i odłożyłam ją na miejsce.
- A szukałeś? - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc, oglądałam kolejne tytuły na równo poustawianych grzbietach. Nie dostałam odpowiedzi szybko. Po chwili podniosłam wzrok na Benjamina, w moich oczach wyraźnie kryło się pytanie, ale zanim zdążyłam je zadać, on odpowiedział.
- Nie. - uniósł kąciki swoich ust. Dopiero teraz zauważyłam, że ma bliznę na twarzy. Zmarszczyłam brwi. Poczułam, jakby ktoś wsypał mi do brzucha milion kostek lodu.
- Co to za blizna? - wbiłam spojrzenie w ślad pod okiem chłopaka. Wyglądał na świeży.
- Wypadek. - wzruszył ramionami. W jednej chwili przypomniała mi się sobotnia kłótnia rodziców. To jego musiał potrącić mój ojciec. Zrobiło mi się niedobrze.
- Kiedy to się stało? - zapytałam mimowolnie, musiałam się upewnić.
- Dlaczego pytasz? 
- Z ciekawości.
Uśmiechnął się kpiąco, patrząc na mnie swoim wzrokiem, mówiącym "jesteś taka głupia", już raz widziałam u niego to spojrzenie. Bardzo mnie ono denerwowało.
- W sobotę. - wypłynęło z jego ust i cisnęło we mnie niczym chłosta. Zrobiło mi się słabo.
- Nie wygląda tak źle... - wymamrotałam w końcu, był to bardziej pisk, niż normalny głos. Czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Wiem, rama, którą wieszałem spadła mi prosto na twarz, obrzęk już zniknął. Przeżyję.
Poczułam nagle, jakby kamień spadał mi właśnie z serca. Odetchnęłam z ulgą i chyba było to po mnie widać, ponieważ chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Co robisz w dziale z romansami? - zapytałam w końcu, chcąc zmienić jak najszybciej temat.
Ale nie odpowiedział mi, wcale mnie to nie zdziwiło, przecież to Benjamin. Rzadko kiedy można było spodziewać się od niego w miarę normalnej rozmowy. Albo nagle ucinał obecny temat i zmieniał, albo po prostu kończył go i wychodził. Nie mogłam rozgryźć jego toku myślenia i tego, po co to wszystko robi. Stał teraz i wpatrywał się we mnie, jakby oczekiwał, że za chwilę wyznam mu coś naprawdę poruszającego. Odwróciłam wzrok i znów zagłębiłam się w książkach i tytułach. Czułam się zmęczona jego zachowaniem, pomysł na ignorowanie go coraz bardziej mnie kusił.
- Byłem wtedy pod twoim domem nie bez powodu. - powiedział po kilkuminutowej ciszy. Spojrzałam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. Nie wiedziałam, czego w tej chwili mam się spodziewać i nieco się tego bałam.
- Więc po co?
- Chciałem zobaczyć miejsce zbrodni. Na własne oczy. - wycedził. Teraz miałam po prostu ochotę się zaśmiać. Nie rozumiałam wiele rzeczy, o których mi mówił, ale to, co usłyszałam teraz było po prostu śmieszne.
- Potrzebujesz lekarza, Benjamin.. - powiedziałam, odkładając książki i odwracając się na pięcie. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę kas, chcąc zapłacić za wybrane książki.
- Jutro! - krzyknął jeszcze za mną, a gdy obróciłam się by na niego spojrzeć, wycofał się i wyszedł z księgarni. Spięłam brwi ku górze. Westchnęłam cicho, wyjmując z tylnej kieszeni spodni dwadzieścia funtów, po chwili przekazałam je kasjerce i wyszłam.